Pielgrzymka to najprościej mówiąc potrzeba mojego serca. W tym roku była 40. Jubileuszowa Pielgrzymka i dla mnie też była szczególna, bo powracały wspomnienia poprzednich pielgrzymek. To przede wszystkim spotykani ludzie, mijane miejsca dawnych noclegów. W tym roku nocowałam u Państwa Stefańskich w Połciach Starych i opowieściom nie było końca. Senior, Pan Jan opowiadał o pierwszej pielgrzymce i następnych, jakie gościli u siebie. To były piękne i wzruszające wspomnienia. Moje serce w tym roku było przepełnione wdzięcznością i miłością do Pana Jezusa, czuło się Jego żywą obecność – to bardzo trudno nazwać i określić, co działo się podczas tej Pielgrzymki. Jestem bardzo wdzięczna za modlitwę, milczenia, wyciszenie i skupienie się, na słuchaniu, co Pan Jezus do mnie mówi. Było mi to ogromnie potrzebne. Radością przeogromną były wspólne modlitwy, zwłaszcza rozważania różańcowe. Gdy wsłuchiwałam się w czytane intencje ogarniało mnie wzruszenie, że ludzie powierzają nam swoje potrzeby i pragnienia serca, jak wielkim zaufaniem obdarzają nas wędrujących do Jasnogórskiej Mamusi. Urzekła mnie też grupa św. Wojciecha, która była pełna radości, wzajemnego szacunku, ale również dojrzałością w modlitwie i skupieniu, gdy były konferencje. Jeszcze wciąż do nich wracam czując potrzebę odkrywania na nowo słów ks. Tomasza. Poruszają mnie mocno słowa ze Starego Testamentu i bogactwo ich znaczeń. Krótko przed wyruszeniem na pielgrzymkę kupiłam przepiękna książkę ks. Tomasza „Duch Święty. Dotyk Boga w codzienności” – tak bardzo poruszyła moje serce i otworzyła zupełnie nowe myślenie i postrzeganie duchowe. W moim sercu i duszy zmieniało się wiele, zaczęłam dostrzegać działanie Ducha Świętego w codzienności. Z każdym dniem mimo narastającego zmęczenia czułam się szczęśliwsza i spokojniejsza. Ta pielgrzymka przyniosła ze sobą też taką tęsknotę za Panem Jezusem, który był tak blisko. To takie trudne do wytłumaczenia, ale jednocześnie takie proste, gdy wieczorem spotykałam się z Panem Jezusem w ciszy. W sercu pojawiał się pokój i taka dobroć, radość. Wiem, że ta pielgrzymka pokazała mi też moją słabość oraz to, jak niewiele zależy ode mnie. Pokazała również to jak wiele otrzymywałam Troski Pana każdego dnia. To był wyjątkowy czas w moim życiu – przewartościowań tego, co jest ważne, a z czego potrafiłam bez żalu zrezygnować. Spotkałam wspaniałych ludzi i wciąż na nowo uczę się żyć z Panem Jezusem. Dla Niego dziękuję za dar wspólnych pielgrzymek. To wielkie wyróżnienie i zaszczyt dla mnie.Bożena

 

Wzięłam udział w 40. Jubileuszowej Warmińskiej Pielgrzymce Pieszej na Jasną Górę. Byłam po raz pierwszy. Rozpoczęliśmy w Gietrzwałdzie uroczystą Mszą Świętą, w której usłyszałam, że przed nami milion kroków. Czas, który mimo, że przeżywaliśmy wspólnie, każdy odczuwał inaczej. Dla mnie najtrudniejsze były pierwsze dni, choć każdy dzień wyglądał podobnie. Poranna pobudka, długa droga. Czas, który trzeba podzielić dla Boga, ludzi oraz siebie. Całości towarzyszy oczywiście zmęczenie, ale koniec dnia przynosi silniejszą od zmęczenia radość. Moją najważniejszą refleksją z tych dwóch tygodni jest fakt, że pielgrzymka to synonim naszego życia. Droga jak i życie jest trudna. Czasem boli, ale nie jest to ważne jeśli wie się, że było warto. W życiu podejmujemy się różnych wyzwań i nawet jeśli przynoszą niechciane, trudne emocje to ważne, że na końcu osiągamy nasz cel. Tak samo było tutaj – naszym celem była Jasna Góra. Tam nie czuje się już złych emocji. Odczuwa się wdzięczność za wspólną drogę, wzruszenie i spokój. Warto wtedy pamiętać, by podziękować Bogu za każdą godzinę i każdy kilometr pielgrzymki.Weronika

 

Doszłam szczęśliwa do Matki niosąc bukiet białych róż. Czułam wdzięczność za drogę, którą kroczę, za moje powołanie, za wspaniałą rodzinę i pracę. Przytuliłam się do Matki leżąc krzyżem na zielonej łące, na błoniach Jasnej Góry. Czułam, że jestem w domu, u celu, w Jej Sercu. Msza, różaniec, wieczorem Apel Jasnogórski, droga krzyżowa na murach klasztoru, czuwanie przed Cudownym Obrazem Matki Bożej i o 2.00 w nocy Msza kończąca 37 WPP. Przed obrazem NMP, podczas rozważań V Tajemnicy Światła -Ustanowienie EUCHARYSTII, poczułam: jak bardzo Jezus, BÓG -CZŁOWIEK nas KOCHA, jak bardzo Jezus mnie KOCHA. To przez MIŁOŚĆ Jezus -Człowiek, nie chciał opuścić tego świata, przyjaciół i Matki, To przez MIŁOŚĆ Jezus -Bóg nie chciał opuścić CZŁOWIEKA. Przez pragnienie ciągłego przebywania z nami i w nas zostawił nam Siebie. Dał nam Siebie z miłości abyśmy nie zabłądzili, nie zagubili się, abyśmy nie musieli Go szukać, abyśmy nie tęsknili, nie zapomnieli, a w każdej chwili mogli go przyjąć do swego serca. W EUCHARYSTII JEZUS jest na każde nasze życzenie, jest z nami, jest przy nas. On, PRZYJACIEL oddaje nam się CAŁY. On wie, że my go potrzebujemy, choć my czasem tego jeszcze nie wiemy. Jezus-Człowiek, gotowy jest cierpieć za nasze grzechy, umrzeć za nas. Jezus- Bóg gotów jest kochać nas MIŁOŚCIĄ WIECZNĄ, tęsknić za nami i czekać na nas. NIE KAŻMY MU DŁUŻEJ CZEKAĆ.Anna

 

Na pielgrzymce na Jasną Górę w tym roku byłam dopiero po raz drugi. Gdy szłam ostatnio byłam totalnie zielona, nie wiedziałam, co z czym ugryźć. Już w tym roku mniej więcej miałam pojęcie jak to działa, myślałam, że dzięki temu będzie łatwiej. Nie prawda, nie było. Śmiem twierdzić nawet, że było dwa razy ciężej. Pierwsze parę dni mineło pod znakiem może paru bąbli, bolących palców od grania na gitarze i zmęczenia. Potem przyszedł kryzys. Pierwszy podjazd, pierwsze łzy przy wieczornej pielęgnacji, zwłaszcza stup. Nie wiem, czy były spowodowane faktycznym bólem fizycznym, obciążeniem emocjonalnym, które miało ujście dopiero wieczorem, czy wszystkim na raz. Z czasem zaczęły się pojawiać kolejne negatywne aspekty takie jak asfaltówka, problemy z żołądkiem czy bardzo mocne bóle mięśni. Niestety, ale przejechałam pewna część pielgrzymki, na oko ok 1/4, chociaż bardzo tego nie chciałam. Bardzo często wyżywałam na kimś swoje złe emocje zupełnie niepotrzebnie. Było tak prawie do samego końca. Bardzo późno dotarło do mnie, że faktycznie jesteśmy już u celu. Tak naprawdę dopiero, gdy doszliśmy na Górkę Przeprośną i wiedziałam, że został tylko jeden odcinek, który oczywiście minął mi bardzo przyjemnie. Gdy zobaczyłam już wieżę kościoła nie poczułam tylko ogromnej radości jak rok wcześniej, ale też ogromny spokój, bardzo trudny do opisania.Kaja
„Jeśli chcesz poznać Boga, poznaj najpierw samego siebie” – Ewagriusz z Pontu. Czym jest pielgrzymka? Dla mnie w pierwszej kolejności drogą – z Bogiem i we wspólnocie. To modlitwa nieustająca – myślna, słowna, ale i ta w uczynkach. Idziesz po otwartej przestrzeni, a tak naprawdę zamykasz się, trwasz na rekolekcjach, trochę innych – bo tu teoria od razu przechodzi w praktykę. Skupiasz się na Bogu, ludziach idących z tobą i bardzo podstawowych swoich potrzebach. To radość i miłość, która cię zalewa, którą czujesz od Boga i współbraci. To czas łaski, otwarcia na Boga i na Jego działanie. Czyż nie pięknie? Pięknie! Ale… to część prawdy. Bo jak pisze Anselm Grün „To nie moje cnoty otwierają mnie na Boga, lecz moje słabości, moja niemoc, a nawet moje grzechy”. Pielgrzymka prędzej czy później powie ci prawdę o tobie – Czy naprawdę kochasz siostrę, która cię irytuje od kilku dni i jest wam zwyczajnie nie po drodze? Czy umiesz siebie dawać? Czy drakońsko umęczony wydusisz jeszcze jakieś ciepłe słowo bardziej potrzebującemu wsparcia bratu? Czy cierpliwie i w spokoju wytrzymasz w tej długiej kolejce do mycia, kiedy oczy same opadają i wszystko boli? Co zrobisz, gdy głowa chce, serce się rwie, a ciało już naprawdę nie może dalej iść? Czy nadal uważasz, że masz w sobie tę potrzebną pokorę do zauważenia słabości swojego ciała, a może to pycha już niszczy twoje ciało – pcha cię na drogę i nie pozwala założyć czapki w 40-stopniowy upał? Czy umiesz przyjmować pomoc, pouczenie? Na te i podobne pytania musiałam sobie odpowiedzieć szczerze, stając w prawdzie, nie zawsze miłej dla mnie. Ponadto, w tych laboratoryjnych wręcz warunkach, przeprowadziłam studium przypadku swojego grzechu. Doznałam uzdrawiającego działania łaski miłosierdzia. Kiedy to pozornie niewielki grzech-nie-grzech zaczął ryć moje serce, do krwi, do łez, do zniewolenia nóg, że uratowała tylko spowiedź – odrodziła, dała siły na kolejne kilometry. Jakie są moje owoce tej pielgrzymki? Jest wiele m.in. bardzo cenna dla mnie stała się czystość serca – uff… nareszcie zrozumiałam, co to znaczy mieć czyste serce i że należy dbać o nie. Przyznać się do słabości. Przebaczać, za wszelką cenę przebaczać, i przepraszać tak, jak to zrobiliśmy między sobą na Przeprośnej Górce. Modlić się za innych. Przyjmować prawdę o sobie ze zdrową pokorą. Czy w „normalnym” życiu zastosuję te nauki? Oddaję to Bogu. On mi powie wszystko w Swoim Słowie.Ewa

 

Dla mnie pielgrzymka to wspaniały czas, czas poznawania nowych ludzi, mierzenia się z własnymi słabościami i odnajdywania w sobie tego, co jeszcze wymaga naprawy, a przede wszystkim czas odkrywania Pana Boga na nowo i nawiązywania z Nim głębszej relacji. Swoją przygodę pielgrzymkową rozpoczęłam w 2010 r. i w kolejnych latach było jasne i oczywiste, że idę na Jasną Górę, nie wymagało to ode mnie podejmowania jakiejkolwiek decyzji, aż do tegorocznej pielgrzymki. Znowu przyszedł czas, aby odpowiedzieć Panu Bogu „TAK”. Wszystkie przeciwności, z którymi musiałam się zmierzyć, które po ludzku wydawały się nie do przejścia, okazały się niczym i dołączyliśmy do pielgrzymki. Zaufałam Panu Bogu w 100%, a On zrobił resztę. Kolejny raz pokazał mi, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych, że wszelkie ograniczenia tworzymy my sami i przez to zamykamy się na Jego działanie. A wystarczy tylko zaufać i otworzyć się na Jego miłość, na miłość pomimo wszystko, miłość doskonałą, która nigdy się nie kończy i bierze nas takimi, jakimi jesteśmy. Dziękuję Panu Bogu za łaskę pielgrzymowania, za dar wiary i za to, że znowu zaprosił mnie do przebywania w Jego obecności. Dziękuję za ten czas, który otworzył przede mną kolejny etap mojego wzrostu duchowego i dał mi nowe siły. Myślę, że na tyle jesteśmy silni, na ile zaufamy Panu Bogu i jeżeli oddamy się Mu w całości, to On uchyli nam nieba już tu na ziemi. Aga

 

Nie myślałam że w tym roku odwiedzę najważniejszą dla mnie- a zarazem w codzienności niedocenioną i zaniedbaną Mamę… Ale jak to wiadomo Pan Bóg ma swoje plany na nasze życie. Poszłam na pielgrzymi szlak już nasty raz razem z mężem (który o dziwo nie dał długo się namawiac;)) i 3 synami: Stefanem – 11lat, Miłoszem – 9 lat i – 9 miesięcznym Dominikiem. Na drodze spotkaliśmy cudownych aniołów, którzy pomogli nam dotrzeć cali i zdrowi przed obraz Mamy. Z serca im dziękujemy, bo mają ogromny swój udział w naszym pielgrzymowaniu. Jak każdy mieliśmy intencje, które nieśliśmy…dziękowaliśmy za nasze dzieci, za 12 lat naszego małżeństwa, które dzięki Maryi cudownie zostało ocalone (pamiętajcie!!!Nie ma rzeczy, których nie można wybłagać przez różaniec…Jezus nie odmawia swojej Matce) i prosiliśmy o opiekę, wstawiennictwo Maryi, o to abyśmy umieli w naszym życiu spełniać wolę Bożą, i o poukładane pewnych spraw trudnych w naszej codzienności. Poznaliśmy cudownych ludzi, których mam w sercu, i których będę wspierać w modlitwie w ich drodze, która naprawdę często nie jest taka jaką chcielibyśmy aby była. Ale wiem jedno…to jedyna słuszna droga, która dzięki wytrwałości cierpliwości i wierze pozwoli nam kiedyś spotkać się razem w domu Pana. Cieszę się bardzo, że w tym trudnym czasie znaleźli się odważni kapłani, którzy mimo przeciwności doprowadzili Nas do domu naszej Mamy. Już tydzień od zakończenia pielgrzymki A nam wciąż trudno wejść w normalne życie. Pielgrzymka to oderwanie się od codzienności, to czas tylko dla bliźniego, Boga i Matki. To czas modlitwy, którego tak bardzo mi brakowało. Martyna z rodziną

 

Nigdy bym nie przypuszczała, że po 25 latach wrócę na pielgrzymkowy szlak. Na początku nie umiałam stwierdzić czy marnuje swój czas, swój cały urlop mogłam przecież wykorzystać na wspólne wakacje z moją całą rodziną, wyjechać, odpocząć po całym trudnym roku, pobyć w końcu razem tylko ze sobą. Zaufałam….zgodziłam się, dałam sobie szanse, żeby moje wspomnienia z wcześniejszych pielgrzymek wróciły. Tylko tym razem to była bardzo świadoma, dojrzała decyzja, pełna intencji i zawierzenia Maryi. I tak też się stało. Czy było trudno? Na pewno było warto! Moje osobiste intencje i prośby były silniejsze od moich słabości. Czasami oczy pełne łez trzeba było zamienić na uśmiech dla Siostry czy Brata, którzy akurat bardziej potrzebowali wsparcia niż ja. Być miłym i ciągle uśmiechniętym, chociaż w ogóle nie miało się na to ochoty. Do poznania „aniołów” na swojej drodze, którzy pozostaną już w sercu na zawsze. Dziś, kilka dni po pielgrzymce, w obliczu śmierci bliskiej mi osoby, wiem, że mój trud i cel był warty każdej napotkanej osoby, każdego przejechanego km w poszukiwaniu rzeczy niemożliwych, każdego wschodu słońca, który zapowiadał nowy dzień, żeby zawierzyć zdrowie i życie bliskich…naszej Matce. I już nie mówię „Jezu, zrób to za mnie – nie potrafię” dziś już powiem „Jezu, Ty się tym zajmij” Bo wierzę, że z NIM się uda! Daria

 

Warmińska pielgrzymka do Częstochowy to dwa tygodnie, w trakcie których wszystkie nasze doczesne sprawy idą w odstawkę; liczy się tylko jeden cel – dojście do tronu Matki. W codziennym trudzie wokół Eucharystii oraz modlitw tworzy się wspólnota pięknych ludzi, którzy mimo zmęczenia zawsze są gotowi by pomóc innym, jeżeli nie fizycznie to choćby dobrym słowem lub uśmiechem. Ból nóg przeplata się ze szczerym śmiechem, niecierpliwe wyglądanie następnego postoju z niezapomnianymi rozmowami na poważne tematy, niekończące się narzekania z głęboką modlitwą… Wszystko to zlewa się razem w obraz wspaniałej duchowej przygody, którą jest nam dane przeżyć jedynie raz w roku. Czy dziwi więc to, że teraz, gdy 37 warmińska pielgrzymka dobiegła już końca, czuję się samotny, ale to tak jakbym opuścił rodzinny dom i wszystkich co mnie kochają? Domowe wygody powszednieją już pierwszego dnia, mierzi brak czasu na modlitwę oraz kontakty z ludźmi oddalonymi od Boga. Brakuje nawet trzasków tuby, bo panująca wokół cisza staje się nieznośna. Tak, powrót do normalności jest trudny – i był trudny za każdym razem, ale chyba tylko dlatego, że wśród moich intencji brakowało jednej. Do tej pory modliłem się o zagraniczne studia, wymarzoną pracę, żonę – dostałem wszystko. Dlatego następnym razem dołożę jeszcze jedną prośbę: zostań ze mna Panie! Dawid